Przedstawiając się, powinnam mówić: „Przepraszam, po prostu zawsze pragnęłam więcej, a kiedy już to dostałam,uświadomiłam sobie, że wcale tego nie potrzebuję.” Na imię mi szaleństwo. Zmieniam podwójnie już podjętą decyzję, najbardziej wzrusza mnie szczęście i wiruję niczym kryształki w kalejdoskopie, nieustannie rozglądając się za wzorem idealnym.
…w miarę szybko zorientowałam się, że za trzydzieści lat zamiast miłych wspomnień przepełniać będzie mnie pusto brzmiące pytanie – co się stało z moją młodością…? A ja chcę utrzymać ją przy życiu, bo w przyszłości może być jedynym, co mi zostanie. Może kiedyś nawet mnie ocali. Przecież wszyscy wiemy, jak to jest. Wszyscy mieli kiedyś po kilkanaście lat, kiedy to zarzekali się, że pozostaną soczystymi owocami, po których jędrnych skórkach spływa życiodajny, gaszący pragnienie wolności sok; że ich roześmiane twarze opalać będą się nawet w bladym świetle Księżyca… I może to właśnie przez ten niedobór pamięci tak robaczejemy i blakniemy…? Więc oto jest. Niecodziennik, czyli dzienna dawka co-nie-co o niecodziennych myślach moich. Dziennik to czy pamiętnik? Bazgroły. Albo gdyby „żałosna próba zatrzymania spraw nieuchwytnych, które smakują tylko w kruchej chwili swego trwania” było gatunkiem literackim…